Rajd Rzeszowski
Po kwietniowym Rajdzie Wieliczki była to moja druga impreza samochodowa w tym roku. Przekrój maszyn podobny jak podczas pierwszej, czyli cała paleta od Skody Fabii R5 czy rajdowej wersji Forda Fiesty, kończąc na unikatach takich jak Syrena 104 czy Saab 96 V4 RALLY. Starsze auta nie konkurują oczywiście z najnowszymi. Auta zabytkowe startują w oddzielnych kategoriach w ramach Historycznych Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Polski. Ale co ja się będę rozpisywał o czterech kółkach, skoro znam się na nich tak jak na ratowaniu platformy wiertniczej Deepwater Horizon po erupcji ropy, eksplozji i pożarze.
W rajdową sobotę pogoda próbowała złośliwie popsuć mi szyki. Bo jak nie nazwać złośliwością załamania po kilkudziesięciu dniach upałów akurat w ten weekend? Podczas pierwszego przejazdu na OS Zagorzyce ulewa była tak intensywna, że na niektórych ze zdjęć mój aparat wolał fokusować się na padającym deszczu niż na właściwym temacie. A może był znudzony stalowymi rumakami i bardziej kręciła go lejąca się z góry strumieniami woda? Stałem w polu z parasolem w jednym ręku i aparatem w drugim, ale to nie jest przecież fajna konfiguracja pozwalająca na stabilne trzymanie sprzętu z długim zoomem. Walcząc ze sprzętem musiałem przy tym uważać, by razem z wypchanym plecakiem nie wylądować w błocie, w którym z każdą minutą coraz bardziej zapadały się moje buty. Na szczęście to błotoodporne, zaufane górskie buty-no-name nie do zdarcia, kupione jeszcze za czasów studenckich (ile to lat minęło - przemilczę). Każde inne po tej przygodzie nadawały by się chyba tylko do utylizacji. Na drugi przejazd trzy godziny później zszedłem wprawdzie z pola między zabudowania, ale to miejsce również nie było szczęśliwym wyborem, bo ustawiając się między tłumem kibiców skutecznie ograniczyłem sobie swobodę ruchów oraz pole widzenia. Dzień był jednak fantastyczny i mimo że foty z wiosennego Rajdu Wieliczki bardziej przypadły mi do gustu, to już dziś wpisuję sierpniowy Rajd Rzeszowski 2019 do kalendarza.